Brać trzeba porządnie.
Zdarzają się ciężkie przypadki, gdy odstawisz porządne branie. Widziałam jeden z nich. Brał od niechcenia, byle jak, byle gdzie, byle ile, jednak organizm domagał się zdecydowanie więcej. Młody mężczyzna około trzydziestki, a jednak na pierwszy rzut oka dałbyś mu co najmniej pięćdziesiąt lat. Jest niemal całkiem wyniszczony. Ciemne plamy powoli uniemożliwiają mu normalne widzenie, a jest coraz gorzej. Narzeka, że szpital ostatnio stał się jego domem, zwłaszcza od kiedy zaczęły mu wrzodzieć stopy. Lekarze rozważają amputację jednej z nich. Dłonie odbierają o wiele mniej impulsów niż kiedyś - prawie nie czują przypadkiem rozlanego na nie wrzątku. Pokłute igłami palce są pokryte głębokimi, pękającymi zgrubieniami, a brzuch obejmują zrosty po byle jak zrobionych wkłuciach, nawet zwykłe drobne ranki goją się powoli i uciążliwie. Praca mózgu się pogarsza, serce wali przerażone tym, co się z nim dzieje. Pojawiające się od czasu do czasu piekące bóle w piersiach pokazują fatalny stan tętnic, które już prawie w ogóle nie są drożne. Pretensje? Może mieć je tylko do siebie.
Dlatego właśnie wciąż bierzemy.
Insulina to nasza jedyna szansa. Bierzemy, żeby przeżyć; żeby godnie i bez bólu cieszyć się życiem. Żeby czuć stonowane bicie własnego serca, by oglądać świat bez grubych szkieł, móc chodzić na własnych stopach. Aby móc uprawiać seks. Żeby nasze dzieci miały w przyszłości szczęśliwych, niewyniszczonych chorobą rodziców.
Żaden człowiek nie może żyć bez insuliny.
Jeśli nie produkuje jej organizm musisz ją brać z zewnątrz.
Bierzemy codziennie. Rano, w ciągu dnia, wieczorem, nawet w środku nocy.
Nie możemy bez tego żyć. Insulina to hormon będący przepustką do normalnego życia.
Bierzemy,
bo nie mamy wyboru. Nasz organizm sam pozbawił się możliwości produkcji insuliny.
Strzelił sobie samobója w wyniku, którego zniszczył komórki beta wysp trzustki.
Nikt z nas nie miał na to wpływu.
Cukrzyca jako choroba jest złośliwa i zawiła, jednak da się ją poskromić tak, aby żyć normalnie. W życiu z cukrzycą mamy kilku stałych towarzyszy:
- Glukometr: urządzenie służące do pomiaru stężenia cukru we krwi. Jedno ukłucie w palec, kropla krwi, kilka sekund i pomiar wykonany. Mierzymy się na czczo, przed
każdym posiłkiem, dwie godziny po jedzeniu, przed zaśnięciem, czasem nawet w środku nocy.
- Pen: czyli podobna do długopisu specjalna strzykawka do robienia zastrzyków z insuliny.
Od tego zaczyna każdy chory na cukrzycę typu I.
Penów mamy minimum dwa, bo bierzemy różne rodzaje insulin. Coraz więcej z nas korzysta w codziennym życiu z dobrodziejstwa pompy insulinowej: urządzenia, za pomocą którego stale podawana jest insulina.
Z niewielkiego zbiorniczka insulina płynie przez dren (czyli swoistą “smycz” pompy),
który prowadzi do krótkiej igiełki wkłutej w brzuch/udo/pośladek/ramię. Dalej insulina robi to, co do niej należy - obniża poziom cukru we krwi.
Posiadanie pompy nie zwalnia od myślenia - to nie sztuczna trzustka, a urządzenie, którym musimy się umiejętnie posługiwać.
- Glukagen: ratunek. To specjalny zastrzyk zamknięty w charakterystycznym, pomarańczowym pudełeczku, który każdy diabetyk nosi przy sobie.
Jeśli widzisz,
że ktoś przy Tobie traci przytomność czy dostaje drgawek, sprawdź czy nie ma cukrzycy.
Ma na nadgarstku charakterystyczną opaskę, pompę w
kieszeni, glukometr czy podłużne, pomarańczowe pudełeczko w plecaku? Może podobną do dowodu kartę diabetyka?
Jeśli tak, to właśnie Ty i glukagen stanowicie szansę na przeżycie. Ten zastrzyk
potrafi zrobić każdy, wewnątrz pudełeczka widnieje krótka, obrazkowa instrukcja. Po podaniu glukagenu, diabetyk powinien po kilku minutach odzyskać
przytomność – nadal jednak należy po zrobieniu zastrzyku wezwać pogotowie, są bowiem rzadkie sytuacje, kiedy
„zastrzyk życia” może nie zadziałać.
Branie na co dzień
Nasze życie to liczby. Najlepiej, gdy na glukometrze widnieje wynik 80-120 mg% - wtedy wszyscy są z nas dumni, bo mamy normoglikemię czyli taki stan cukru we krwi jak zdrowi ludzie. Spróbujcie jednak przez 24 godziny na dobę na przemian to otwierać okno, to zamykać i podkręcać kaloryfer, żeby utrzymać tę samą temperaturę w pokoju - można zwariować. A my robimy to codziennie, każdego dnia naszego życia. Pokojem jest nasz organizm, który często sprawy nie ułatwia.
Insulina umożliwia transport glukozy, a tym samym energii, do każdej komórki naszego ciała. Bez niej wzrasta poziom glukozy we krwi. Ten stan to przecukrzenie (hiperglikemia).
Wtedy bardzo chce nam się pić, a jednocześnie mamy mocne parcie na pęcherz, jesteśmy ospali i rozdrażnieni.
Przy naprawdę wysokim poziomie cukru możemy nawet zapaść w śpiączkę i nie tak łatwo jest się z niej wybudzić.
Odpowiednia, indywidualna dawka insuliny obniża poziom cukru. Łatwo jednak przesadzić – czeka nas wtedy niedocukrzenie, inaczej hipoglikemia.
Możemy wtedy być osłabieni, znużeni, czasami czujemy duży niepokój, trzęsą się nam dłonie, zachowujemy się nielogicznie, a w głowie jest tylko jedna myśl: jedzenie. Może się wydawać, że jesteśmy pijani.
To jednak tylko organizm walczy, aby podnieść cukier. Czasem przegrywa – wtedy naszą jedyną nadzieją są osoby postronne, telefon na pogotowie i pomarańczowe pudełeczko.
„Hipo” charakteryzuje się cukrem poniżej 65 - 70mg%, a przecukrzenie wartością powyżej 160mg%.
Codziennie walczymy o dobry cukier. Motywuje nas do tego zagrożenie powikłaniami.
Nie pojawiają się one, oczywiście, z dnia na dzień; to bomba z opóźnionym zapłonem, dająca o sobie znać po kilkunastu, kilkudziesięciu latach choroby.
Tym, którzy o siebie nie dbają, grozi m. in. pogarszający się wzrok, pogarszająca się praca nerek, niszczenie naczynek krwionośnych, a także mózgu, serca i tętnic.
Z kolei mocne, nawet chwilowe „hipo” to zaburzenia pracy mózgu, jego obumieranie; za niski poziom cukru może prowadzić nawet do śmierci.
Chociaż cukrzyca stanowi nieodłączną część naszego życia, nie zubaża go jednak w najmniejszym nawet stopniu. Ogranicza nas brak wiedzy, umiejętności, doświadczenia w radzeniu sobie z chorobą – dlatego codziennie próbujemy, codziennie mierzymy się z nowymi trudnościami.
I zwyciężamy! Żyjemy, jak chcemy. Żyjemy, bo bierzemy.